Restaurant Week był okazją do odwiedzenia gdyńskiego lokalu, specjalizującego się w daniach kuchni hiszpańskiej, będącego jednocześnie winiarnią i delikatesami z produktami regionu. Hasło tej edycji, emocje na talerzach, powinno gwarantować niezapomniane doznania kulinarne.
Tapas Barcelona znajduje się przy jednej z bardziej reprezentacyjnych ulic Gdyni. Bardzo kameralny lokal na kilka stolików, pomimo tego że utrzymany raczej w ciemnych barwach, jest przytulny. Przeciwwagą dla czarnych ścian są stoliki z jasnego drewna, kolorowe poduszki na fotelach oraz kolorowa ściana z motywami w kolorach flagi hiszpańskiej. W głębi lokalu znajduje się bar z ladą, w której są wystawione zimne przystawki. Na jednej ze ścian są wystawione butelki z winami. Karta dań ma postać zadrukowanej lakierowanej karty dużego formatu. Jest ciekawa graficznie i bardzo czytelna. W menu znajdziemy przystawki ciepłe i zimne w cenie 10-19 zł (m.in owoce morza w kilku postaciach, hiszpańskie pierogi z nadzieniem z antrykotu wołowego czy nadziewane papryczki), bagietki bocadillos w cenie 15-18 zł oraz tzw, większe dania w cenie 24-70 zł (m.in. paella, owoce morza, świeża ryba).
Obsługa jest szybka i sprawna, ogólnie jednak pozostawia do życzenia. Nie mamy personalnie zastrzeżeń do obsługującej nas kelnerki (z drobnymi wyjątkami), tylko do ogólnie przyjętej polityki firmy, jak nazwała to kelnerka. Po pierwsze podawanie nektaru (50% sok) zamiast soku 100% zgodnie z kartą jest zwykłym oszukiwaniem klientów. Po zwróceniu uwagi kelnerki na ten fakt zareagowała ona na to dosyć opryskliwie. Podając butelkę i szklankę do stolika w dobrym tonie jest chociaż częściowo nalać podany napój do szklanki. Po drugie karygodne jest podawanie do stolika wina nalanego na zapleczu. Oczywiście kelnerka potrafiła zarekomendować zaproponowane wino, skąd mamy jednak pewność że to, co znajduje się w kieliszku jest tym, co zaproponowała? Nawet jeśli wino jest otwierane na zapleczu, to powinno być nalane przy gościu. Po trzecie w podanej przeze mnie paelli z owocami morza znajdowała się duża krewetka, którą trzeba było obrać z pancerzyka rękoma. W lokalu nie pomyślano o tym, żeby podać miseczkę z wodą do opłukania rąk po tej czynności czy też chusteczki specjalnie do tego celu przeznaczonej. Na taką sugestię kelnerka zareagowała, jakbym opowiedział dobry dowcip. Tyle jeśli chodzi o obsługę.
Jedzenie niestety nie odbiegało od poziomu obsługi, czyli pozostawiało wiele do życzenia. Przystawki pod postacią baskijskiej przekąski pinchos to dwie kromeczki bagietki przykryte tatarem z łososia, czarną oliwką i sosem aioli oraz chorizo i owczo-krowim serem z regionu La Rioja. Były poprawne, zabrakło im jednak pazura, który wprawiłby nas w zachwyt.
Dania główne, to dwie odmiany paella. Pierwsza z nich, to tradycyjne hiszpańskie danie składające się ze specjalnej odmiany ryż sprowadzanego z Walencji, który jest gotowany w wywarze z ryb i owoców morza serwowany z mięsem małż, krewetkami królewskimi, kalmarami, małżami nowozelandzkimi i wielką krewetką. Owoce morza były przyrządzone perfekcyjnie. Małże miały fantastyczny morski smak. Minus za to, że małe małże, które zostały podane w daniu bez muszli, nie zostały poprawnie oczyszczone i miały na sobie ich malutkie fragmenty, które zgrzytały podczas jedzenia. Ryż był niestety niejadalny. Był niedogotowany i jałowy w smaku. Nie miał w sobie nic ze smaku owoców morza. Danie smakowało tak, jakby owoce morza przyrządzono niezależnie od ryżu i połączono je tuż przed podaniem.
Drugie z dań to paella z kurczakiem, mięsna wersja klasycznego, hiszpańskiego dania, podana z zieloną fasolką oraz hiszpańskimi kiełbaskami w trzech odmianach. Tutaj dla odmiany ryż był rozgotowany i nieapetycznie posklejany w grudki. Kurczak był wysuszony na wiór i praktycznie niejadalny. Jedynym smacznym elementem dania były doskonałe w smaku hiszpańskie kiełbaski.
Deser pod postacią crema catalana, czyli tradycyjnego katalońskiego deseru, przygotowywanego na bazie mleka, cytryny, żółtek, kory cynamonu i mąki kukurydzianej, to odpowiednik francuskiego creme brulè. Był smaczny, jednak kucharz zapomniał chyba skarmelizować kryształki cukru znajdujące się na wierzchu deseru. Trochę przeszkadzało to w jedzeniu.
Ogólnie wizytę w lokalu oceniamy negatywnie. Pomimo tego, że kucharz zainteresował się czemu dania wracają i zaproponował rekompensatę pod postacią kieliszka wina za ich niezadowalający poziom, nie sposób inaczej ocenić tej wizyty. Generalnie w tym lokalu prawie wszystko było nie tak, jak powinno być. Poza tym miały być emocje na talerzu, a wiało po prostu nudą.
Koszt posiłku dla dwóch osób (przystawka+danie główne+deser+napój): 103 zł
Adres lokalu: Gdynia. Świętojańska 23/2B, tel.: 513 303 511
Ogólnie wizytę w lokalu oceniamy negatywnie. Pomimo tego, że kucharz zainteresował się czemu dania wracają i zaproponował rekompensatę pod postacią kieliszka wina za ich niezadowalający poziom, nie sposób inaczej ocenić tej wizyty. Generalnie w tym lokalu prawie wszystko było nie tak, jak powinno być. Poza tym miały być emocje na talerzu, a wiało po prostu nudą.
Koszt posiłku dla dwóch osób (przystawka+danie główne+deser+napój): 103 zł
Adres lokalu: Gdynia. Świętojańska 23/2B, tel.: 513 303 511
tapas barcelona, gdynia, pomorskie, restauracja, kuchnia hiszpańska, paella, owoce morza, restaurant week