FILHARMONIA / GDAŃSK

Pierwsza nasza styczność z Restauracją Filharmonia w Gdańsku miała miejsce w maju 2015 roku, kiedy to skorzystaliśmy z menu degustacyjnego. Wówczas mięliśmy sporo wątpliwości po wyjściu z lokalu. Zastrzeżenia wzbudziło praktycznie wszystko: jakość niektórych potraw, poziom obsługi i wystrój lokalu. Do ponownych odwiedzin w lokalu skłoniła nas rekomendacja przewodnika Gault&Millau.

Filharmonia z zewnątrz jest przepiękna. Mieści się w XIX wiecznym neogotyckim budynku z cegły. Wewnątrz, na centralnej ścianie znajdują się freski, na bocznych ścianach jest surowa cegła, na kolejnej ścianie duże okna z widokiem na Motławę i Stare Miasto. Duże drewniane stoły są już gotowe na przyjęcie gości: na białym bieżniku znajdują się sztućce oraz kieliszki. W porównaniu z poprzednią wizytą na stole, w oczekiwaniu na gości, znajduje się mniej zastawy, a w miejsce deski zasłaniającej okno pojawiła się ładnie podświetlona witryna z butelkami wina. Nadal pobierana jest obowiązkowa dopłata za serwis w wysokości 10% wartości rachunku. Nadal też ceny są relatywnie wysokie.

 
Menu jest bardzo krótkie: perliczka, cielęcina, wołowina, jagnięcina, polędwica z jelenia, ryby (sandacz, szczupak, jesiotr). Dodatkowo Szef Kuchni poleca tzw. menu degustacyjne, składające się z siedmiu dań. 


Tym razem zdecydowaliśmy się na klasyczny trzydaniowy obiad. Zanim nam się jednak udało złożyć zamówienie, nie obyło się bez sporego zgrzytu. Postanowiliśmy skorzystać z oferty grouponowej, zgodnie z którą powinniśmy mieć możliwość zamówienia dowolnych dań z menu. Ku naszemu zaskoczeniu podano nam mocno okrojoną kartę z informacją, że na groupona możemy złożyć zamówienie tylko z niej, ponieważ taka była decyzja szefa restauracji. Dopiero po dłuższej rozmowie, w której przedstawiliśmy zakupioną ofertę i jej warunki, obsługa przyznała nam rację i mogliśmy złożyć zamówienie z "normalnej" karty. Próbę oszukania klientów, bo inaczej nie można nazwać decyzji szefa lokalu jednostronnie zmieniającej warunki oferty po jej zakupie, pozostawiam bez komentarza. Na szczęście Filharmonia wyszła z twarzą z tej sytuacji, ponieważ otrzymaliśmy rekompensatę z jej strony za zaistniałą sytuację i była to wyłączna inicjatywa pracownika restauracji. Miły gest, który zatarł bardzo negatywny wizerunek lokalu.



Po złożeniu zamówienia otrzymaliśmy czekadełko pod postacią kilku kawałków świeżej, chrupiącej i smacznej bagietki oraz masła smakowego (jedno z dodatkiem papryki, drugie z hibiskusem). Bardzo ciekawe w smaku. Masło było odrobinę za mocno schłodzone, przez co trudno było je rozsmarować na świeżym pieczywie.


Dwie zupy: krem z kapusty pekińskiej oraz krem z kukurydzy, to dania bardzo różne w smaku, ale mające jedną wspólną cechę - obie były bardzo smaczne. Krem z kapusty pekińskiej o konsystencji delikatnego, płynnego żelu był lekko pikantny. Smak zupy był przełamany chipsem z bekonu. Krem z kukurydzy był mocno gęsty, słodki naturalną słodyczą kukurydzy przełamaną minimalnie wyczuwalną nutą pikantności. W przypadku tej zupy smak został przełamany oliwą z dyni, o lekko orzechowym smaku. Obie zupy zostały dosyć barwnie ozdobione kwiatami, startymi paluszkami grassini, owocami (czerwona porzeczka i malina) oraz czerwonymi listkami szczawika trójkątnego.

 
Dania główne, to rumsztyk oraz jagnięcina. Rumsztyk był przygotowany perfekcyjnie. Mięso było różowe w środku, bardzo delikatne i soczyste. Zostało podane z delikatnie pikantnym sosem pieprzowym z dodatkiem opieńków. Smak mięsa został przełamany kroplami sosów balsamicznych na bazie hibiskusa i szafranu, umieszczonych dekoracyjnie na talerzu.  Jako dodatek do mięsa został podany opalany ziemniak posypany krystaliczną solą oraz pomidorki cherry. Podobnie, jak w przypadku zupy, danie zostało przyozdobione startym grassini i startymi suszonymi czarnymi oliwkami. 
 
Jagnięcina byłą bardzo delikatna, soczysta i miękka. Smak mięsa został przełamany sosem miętowym, puree pietruszkowym oraz karmelizowaną pietruszką. Danie doskonałe w smaku. W przypadku obu dań delikatny minus za to, że mięsa były lekko wychłodzone. Nie wpłynęło to jakoś szczególnie na ich smak, natomiast powinny być podawane cieplejsze.
 
 
Deser był ukoronowaniem bardzo smacznego obiadu. Dwa kawałki lodowe w towarzystwie owoców, sosu czekoladowego oraz skruszonej białej i ciemnej czekolady. Deser bardzo kolorowy, a przy tym bardzo smaczny.
 
Po pierwszej wizycie mięliśmy sporo wątpliwości oraz trudność w jednoznacznej ocenie restauracji. Wątpliwości jest mniej, jednak trudność w ocenie pozostała. Z jednej strony mamy restaurację, która chce nas swoim wystrojem i cenami przekonać, że jest to miejsce wyjątkowe i bardzo eleganckie, z drugiej strony już na starcie gość jest zniechęcany do tego miejsca (zmiana warunków umowy już po jej zakupie). Dodatkowo w miejscu, które chce uchodzić za eleganckie podano danie na obtłuczonym talerzu, co w moim odczuciu jest niedopuszczalne (nie tylko w restauracji z wyższej półki, ale w każdej). Po zwróceniu uwagi kelnerowi na ten fakt, talerz powinien wrócić do kuchni, a danie powinno być podane na nowo. 
 
Na szczęście kuchnia w Filharmonii się broni. Dania były bardzo smaczne. Również obsługa była na najwyższym poziomie. Kelner bardzo mocno się postarał o to, żeby zatrzeć początkowe negatywne wrażenie. Bardzo duży plus za taką postawę. 
 
Trochę też dziwi, że kelner zawahał się mocno po pytaniu, kto szefuje kuchni. Myślę, że Mikołaj Gilecki nie ma powodów do tego, żeby się ukrywać za logo restauracji, ponieważ gotuje doskonale. Ostatecznie sercem każdej restauracji, oprócz gości oczywiście, jest szef kuchni który ma wizję, pasję oraz doskonałe wyczucie smaku. A tak właśnie jest w Filharmonii. Dlatego, pomimo początkowej wpadki, lokal bardzo polecamy. Było po prostu miło oraz smacznie i tak będziemy pamiętać lokal do następnej wizyty, która niewątpliwie będzie miała miejsce.
 
Koszt posiłku dla dwóch osób (zupa+danie główne+deser+napój): 270 zł
Adres lokalu: Ołowianka 1,  Gdańsk, tel.: 58 323 83 58
Data publikacji: sierpień 2016
 
dodaj opinie
 
 
 
 
 
 
 
Restauracja Filharmonia w Gdańsku jest niejednoznaczna, a przez to trudna w ocenie. Na pierwszy rzut oka jest ekskluzywna. Ma nas o tym przekonać bardzo dopracowana (na pierwszy rzut oka) strona internetowa lokalu, menu z bardzo wysokimi cenami, doskonała lokalizacja (ścisłe centrum Gdańska, Motława), otoczenie lokalu (markowe hotele, topowe restauracje, Filharmonia Bałtycka) oraz fakt, że w lokalu - jako jednym z nielicznych w Trójmieście - jest pobierana obowiązkowa dopłata za serwis w wysokości 10% wartości rachunku. 
 
Lokal był w centrum mojego zainteresowania od dawna. Chciałem spróbować dań, reklamowanych przez właścicieli lokalu jako doskonałych z elementami kuchni fusion i molekularnej.
 
Filharmonia z zewnątrz jest przepiękna. Mieści się w XIX wiecznym neogotyckim budynku z cegły. Po wejściu do lokalu wita nas dosyć liczna obsługa. Na trzy zajęte stoliki, w sobotni wieczór, trzech kelnerów powinno gwarantować szybką i sprawną obsługę. Wnętrze lokalu początkowo zachwyca. Na centralnej ścianie freski, na bocznych ścianach cegła, na kolejnej ścianie duże okna z widokiem na Motławę i Stare Miasto. Duże drewniane stoły gotowe na przyjęcie gości: na białym obrusie znajdują się sztućce oraz kieliszki.
 
Menu jest bardzo krótkie: cielęcina, jagnięcina, polędwica z sarny, ryby (tilapia i lucjan czerwony). Dodatkowo Szef Kuchni poleca tzw. menu degustacyjne, składające się z siedmiu dań. Zgodnie z informacją uzyskaną od kelnerów podane na stronie menu degustacyjne jest sezonowo zmieniane. Na stronie lokalu nadal widnieje "menu zimowe", chociaż w lokalu jest już serwowane "menu wiosenne". Po pytaniu o tę rozbieżność pada zapewnienie ze strony kelnerów, że zostanie to niezwłocznie uaktualnione. Pomimo tego, że od wizyty minęło trochę czasu, a lato zbliża się wielkimi krokami, lokal nadal promuje... "menu zimowe".
 
Zdecydowaliśmy się na menu degustacyjne, ponieważ mogło dać nam to szansę na pełne zapoznanie się z umiejętnościami Szefa Kuchni. Zamówienie zostało przyjęte, jednak ze stołu nie zniknęły zbędne elementy zastawy. Puste kieliszki, nie pasujące do wybranego przez nas wina, stały z nami do końca kolacji. Zresztą tak samo, jak te prawidłowe. Pomimo tego, że zamówiliśmy wino, kelnerzy o nim po prostu zapomnieli. Podobnie zresztą jak zapominali zabrać brudne naczynia po daniach. Trochę słabo jak na lokal, który każe sobie płacić dodatkowo za serwis.
 
W oczekiwaniu na dania można się było rozejrzeć po sali. Początkowy zachwyt z czasem zanikał. Pierwsza rzecz, która rzuciła się w oczy: wystrój sali kłóci się z wystrojem lady barowej. Wyklejona w tej części tapeta i proste szafki kompletnie nie pasują do stylowego wnętrza. Następna rzecz, która rzuciła się w oczy to wielka decha zasłaniająca pół okna. Mocno popękane ściany. 
 
Po chwili na stole pojawiło się czekadełko: cztery ciepłe bułeczki pszenne z makiem oraz trzy rodzaje masła smakowego (łososiowe, czosnkowe i curry). Byłoby smaczne, gdyby nie obecność dużej ilości maku na pieczywie. Zabijał on smak masła.
 
 
Kolejne danie, to mule w sosie maślano-winnym na surówce z glonów morskich, podane w charakterze przystawki. Mule były zbyt długo przetrzymane w wywarze, przez co zrobiły się mocno gumowe i praktycznie niejadalne. Surówka goma wakame z glonów morskich była fantastyczna: lekko twardawe wodorosty o ciekawym, słodkawym posmaku. 
 
 
Po przystawce pojawiła się stole zupa z rukwi wodnej z serem pecorino. Lekko pikantna, o konsystencji półpłynnego kremu. Smakowała doskonale. Ciekawie podana, w słoiku. Jednak jedzenie ze słoiczka podaną tradycyjną łyżką stołową nie było zbyt wygodne.
 
 
Pierwsze z dań głównych, to danie rybne. Dorada upieczona w całości została podana z purée ziemniaczanym z dodatkiem musztardy Dijon oraz marchewką i kukurydzą. Mięso ryby było bardzo delikatne i doskonałe w smaku. Musztardowy, ostry posmak purée doskonale podkreślał delikatność ryby. Zaproponowane warzywa, w moim odczuciu, nie pasowały do dania. Były jałowe w smaku i nijakie.  Danie wyglądało bardzo surowo, purée zostało podane bez żadnej finezji. Trochę się to kłóciło z daniem wcześniejszym, gdzie kuchnia "popłynęła" z przesadną dekoracją.
 

 
Po daniu głównym pojawił się w charakterze intermezzo sorbet lodowy zrobiony z zielonego jabłka i martini. Koszmarnie słodki.
 

 
Kolejna propozycja menu degustacyjnego, to polędwiczka wieprzowa podana w sosie truflowym z warzywami grillowanymi i ziemniakami potatki. Sporej wielkości kawałek polędwicy był soczysty i delikatny w smaku. Podane warzywa grillowane były lekko twardawe i smaczne. 
 
 
Ostatnie danie, to crème brûlée, czyli deser przygotowywany na bazie kremu z jaj, śmietany i cukru, przykryty cieniutką warstwą karmelu. Bardzo delikatny, kremowy, był doskonały w smaku. Dokładnie taki, jaki miałem okazję jeść we Francji. 
 
 
 
Na wstępie napisałem, że trudno jednoznacznie ocenić ten lokal. Z jednej strony właściciele próbują nas przekonać o ekskluzywności tego miejsca, by na miejscu detalami zbojkotować ten zamysł. Obiecują doskonałą kuchnię z elementami kuchni fusion i molekularnej, a serwują smaczne lub bardzo smaczne, ale przewidywalne i raczej pospolite dania, które można zamówić w wielu miejscach w Trójmieście czy Polsce, za zdecydowanie mniejsze pieniądze. Nie znalazłem w zaproponowanym menu, które miało być przecież popisowym Szefa Kuchni, ani elementów fusion (łączenie tradycyjnych przepisów ze wszystkich zakątków świata w taki sposób, aby poprzez łączenie ze sobą i mieszanie składników, smaków, sposobów przyrządzania i ostatecznie podania, stworzyć finalnie ich nową kulinarną wariację) ani elementów molekularnych (zaskakujące połączenia smaków, dbałość o aromat, konsystencję i temperaturę dań). Wszystko wyglądało i smakowało tak, jak powinno wyglądać i smakować (nie było elementów molekularnych), a zestawienia smakowe były raczej tradycyjne (nie było elementów fusion). Pobierając dopłatę za serwis sugerują, że obsługa jest na najwyższym poziomie. Otrzymujemy jednak przeciętnej jakości serwis, bez zbytniej dbałości o klienta. Dyskwalifikujące dla mnie jest w tym momencie zapominanie o zamówieniu klienta (wino), dopuszczenie do tego, żeby przy trzecim daniu pozostawały na stole puste talerze po czekadełku, czy nieznajomość serwowanych dań przez kelnerów. Dlaczego właściciele każą sobie płacić extra za taką fuszerkę?
 
Osobiście proponuję pójść ulicą parę kroków dalej i odwiedzić restaurację Ritz, gdzie z całą pewnością zjemy taniej i smaczniej, a podane dania na pewno nas zaskoczą. Recenzja z tej wizyty również została opublikowana na blogu.
 
Koszt posiłku dla dwóch osób (menu degustacyjne + kawa + herbata): 620 zł
Adres lokalu: Ołowianka 1, Gdańsk, tel.: 58 323 83 58
Data publikacji: maj 2015
 
dodaj opinie
 
 
 
 
 
 
 
Restauracja Filharmonia Gdańsk, pomorskie, ołowianka, restauracja ołowianka, restauracja olowianka, restauracja stare miasto gdansk, kuchnia polska, smaczna kuchnia gdansk, Gault&Millau, Gault&Millau gdansk
Ta strona może korzystać z Cookies.
Ta strona może wykorzystywać pliki Cookies, dzięki którym może działać lepiej. W każdej chwili możesz wyłączyć ten mechanizm w ustawieniach swojej przeglądarki. Korzystając z naszego serwisu, zgadzasz się na użycie plików Cookies.

OK, rozumiem lub Więcej Informacji
Znajdź nas na Facebooku
Informacja o Cookies
Ta strona może wykorzystywać pliki Cookies, dzięki którym może działać lepiej. W każdej chwili możesz wyłączyć ten mechanizm w ustawieniach swojej przeglądarki. Korzystając z naszego serwisu, zgadzasz się na użycie plików Cookies.
OK, rozumiem